Klimt

Klimt to nie tylko nazwisko świetnego artysty malarza, ale i muzyków. To, jak narazie, jednorazowy projekt przyjaciół występujących w innych zespołach. Ich płyta „Jesienne odcienie melancholii” to bardzo udana, spokojna, płynna płyta z świetnymi piosenkami, które zasługują na miano przebojów jeżeli nie zimy, to zdecydowanie każdej jesieni. Muzyka prezentowana na albumie to tak zwany shoegaze, czyli specjalna poza na scenie. Pasuje to do tego, co reprezentuje sobą – melancholijne rytmy, spokój, wyciszenie, piękne dźwięki. Płyta oczywiście, jak to w tym kraju bywa, przejdzie zdecydowanie bez większego echa. To nie Feel, nie zapełni stadionów ckliwymi piosenkami ze złamanymi przegrodami nosowymi w tle. O nie, sprawa jest zbyt ambitna na ciemny lud. A może to i lepiej – niech piękna, dostojna i pełna artyzmu muzyka pozostanie w naszych domach i duszach, a chałtura niech rozbija się po festynach trzeciej kategorii, gdzie wata cukrowa stanowi istną gratkę. My pozostaniemy przy swoim Klimcie.